Ks. Luigi Giussani
BÓG: ŚWIĄTYNIA I CZAS
Książka zawiera cztery medytacje przeprowadzone podczas Rekolekcji Memores Domini:
  • "Bóg: świątynia i czas", listopad `94;
  • "Bóg i człowiek", marzec `95;
  • "Ludzkie "ja" podmiotem w czasie i w świątyni", maj `95
i Rekolekcji dla studentów Comunione e Liberazione:
  • "Uznać Chrystusa", grudzień `94.

Rozmowa dzisiejszego poranka jest dialogiem, jaki chciałbym zaprowadzić pomiędzy mną a wami, którzy złożycie dzisiaj wieczorem przyrzeczenia(1). Ale, patrząc głębiej, nawet jeśli istnieje obawa, że pozostanie bez echa, jest to dialog przywołania, prowadzony z tymi, którzy z Łaski Boga wezwani tak jak wy, już całe lata, wiele lat, korzystają z wielkiej możliwości, jaką oferują te cztery mury domu; wskutek ociężałości ducha, którą rodzi brak inteligencji i brak wrażliwości, można spędzać czas w roztargnieniu, które nie jest jednak do tego stopnia radykalną obiekcją, żeby można było mówić o zdradzie. Zdrada oznacza coś dokładnie przeciwnego niż przyrzeczenie. "Przyrzeczenie" oznacza potwierdzenie wobec świata, a "zdrada", negację wobec świata. To "wobec "świata" oznacza tyle samo co "przed Bogiem", ponieważ to właśnie w świecie poznajemy Boga, w świecie kroczymy ku Bogu, w świecie oddajemy chwałę Chrystusowi, w świecie budujemy królestwo Chrystusa. Świat nie jest Bogiem, lecz miejscem należącym do Boga: ten świat.

Chciałbym, żeby to, co powiemy dzisiejszego ranka, powoli zaczęło sączyć się do waszej duszy, z natury oschłej, oschłością, która odczuwa pragnienie, i nagiej, ponieważ powinna zostać przyobleczona na nowo w zieleń, w świeżość, w ów "dom", o którym napomykaliśmy wczoraj wieczorem - dom w znaczeniu kawałka czasu i przestrzeni, kawałka świata, kawałka historii, który was interesuje, który przenika i wkracza w wasz byt, właśnie jako miejsce gdzie ukazuje się, gdzie prezentuje się, jak na jakiejś wystawie, gdzie ukazuje się Chrystus jako Król wszechświata.

Zapytajmy więc, jakie prawo rządzi tym domem, który w dawnych czasach określało się mianem przybytku (dimora) albo świątyni (tempio)? Prawo jest opisem pewnego stałego mechanizmu, stałego dynamizmu, jak mówiłem przed wielu laty, ucząc religii w szkole; skoro istnieje jakieś życie, to prawo jest opisem dynamizmu życia, wyjaśnia, dlaczego życie się rozwija, wyjaśnia kiedy życie się rozwija i w jakiej mierze się rozwija.

Prawo. Jakie jest owo dynamiczne prawo, które decyduje o tym, że dom jest domem? Jakie dynamiczne prawo decyduje o rozwoju domu? Wszystko to, na co Bóg pozwala, ma na celu rozwój, życie, historię, przeznaczenie; wszystko, co wychodzi z Jego rąk jest jak ziarno, jak obietnica. Jakie jest dynamiczne prawo istnienia i rozwoju domu? Mam nadzieję, że pytanie jest jasne.

Istnieje pewna książka, napisana po to, żeby przywołać ludzkość do tego właśnie wydarzenia, do wydarzenia całego organizmu, który Bóg powołał do życia po to, aby był i pozostał w świecie punkt przywołania oraz docelowy punkt rozwoju, początek i cel wszystkiego. Istnieje książka napisana w tym celu, żeby przywołać ludzkość do wydarzenia tego wielkiego organizmu, którego prawa poszukujemy, prawa konstytutywnego, prawa, które ochrania go przed całą resztą i pozwala przezwyciężyć wszystkie przeszkody, prawa, które nie usuwa przeszkód, ale pozwala przezwyciężyć wszystkie przeszkody, by doprowadzić go (ów organizm) do spełnienia, by doprowadzić go aż do dnia sprawiedliwości, do wielkiego dnia Chrystusa, dnia Apokalipsy. Tą książką jest - rzecz jasna - Biblia. W istocie, cała historia narodu żydowskiego jest zapowiedzią tego, co wydarzy się całej ludzkości. Dlatego czytając historię narodu żydowskiego rozumnie i z pokorą - i z sympatią wobec tajemnicy Bytu, wobec tajemnicy Ojca - można bardzo dobrze wyśledzić owe linie rozwoju, owe oznaki celu. Święty Paweł nazywa historię narodu żydowskiego "wielkim wychowawcą", wielkim mistrzem, którego stworzył Bóg, ukształtował, któremu towarzyszył i którego przeznaczył na to, by przygotował ludzkość(2).

Zwróćcie uwagę, że to przygotowywanie Wielkiego Wydarzenia w narodzie żydowskim, ta pedagogia więcej znaczy dla nas, którzy zjawiliśmy się później, niż dla ówczesnych ludzi, którzy nie rozpoznali i nie uznali znaczenia narodu żydowskiego. Ale naród żydowski ze swą historią uczyniony został przez Boga jako pedagogia, jako wprowadzenie rozświetlające naturę Jego interwencji w świecie, naturę Jego interwencji w historii. To przygotowanie zostało uczynione bardziej dla nas, niż dla ówczesnych ludzi. Zostało uczynione dla wszystkich, ale ówczesnym ludziom przedstawiało się jak migotanie światełka w mglistych ciemnościach; dla nas zaś oznacza potwierdzenie pogodnego dnia, dnia, w którym światło już wzeszło, i słońce odbyło już dużą część swojej drogi, być może kreśląc tor swej wędrówki w przestrzeni naszego rozproszenia - lecz część drogi już odbyło. W każdym momencie możesz się opamiętać i uzmysłowić sobie coś, z czego nigdy dotąd nie zdawałeś sobie sprawy. A słowo "dom" jest słowem kluczowym dla tegoż "zdawania sobie sprawy", dla tego odkrycia, dla tego twojego powrotu.

A zatem, królestwo Chrystusa jest jak wielki organizm, który posiadał prawo istnienia i rozwoju: swoje konstytutywne prawo, określające jego istotę, jego zasadę, a więc decydujące o jego wzroście, aż do osiągnięcia swego przeznaczenia, swego celu, którym jest powszechna chwała Chrystusa. To prawo możemy nazywać prawem wyboru albo powołania.

Aby Chrystus był wszystkim we wszystkich, aby Chrystus jawił się wszystkim we wszystkich, aby chwała Chrystusa jawiła się jako forma i treść wszystkich rzeczy - "wszystko w Nim ma istnienie"(3) - żeby tak się mogło stać, ma miejsce dokonany przez Boga, przez Tajemnicę, przez Ojca, wybór albo powołanie. Poza tym wyborem albo powołaniem może zaistnieć jedynie rzeczywistość tłumu nędzarzy, żebraków, którzy zbierają okruszyny spadające ze stołu synów, dokładnie tak jak powiedziała kobieta kananejska: również psy mogą żywić się z okruszyn jakie spadają ze stołu synów.

Postarajmy się więc o stopniowe wzbogacenie obiektywnej treści tego gestu Ojca, Tajemnicy, który nazywa się wyborem, powołaniem albo wezwaniem. Tu się wszystko zaczyna. W istocie, wielkim wezwaniem, wielkim powołaniem, wielkim wyborem, jakiego, ze względu na swój plan, dokonał w świecie Bóg, jest wezwanie, powołanie Chrystusa, człowieka, który powiedział: "To co widzę, że Ojciec mój czyni, czynię zawsze i ja. Nie czynię niczego od siebie, tylko to, co widzę u Ojca". Przeczytajcie w związku z tym V, VI, VII i VIII rozdział św. Jana: "Po to zostałem posłany": wybór, powołanie, misja.

Ale, poczyniwszy - niemal nieśmiało i ukradkiem - tę wzmiankę o wielkim wezwaniu, które wszystko obejmuje i wszystko wyjaśnia - świat, życie każdego człowieka i wszystkich ludzi, samo przemieszczanie się ludzi, wielkie migracje ludów, mają na celu, mówi święty Paweł na Aeropagu w Atenach, poszukiwanie planu, który odnośnie ich istnienia, ich poruszania się, powziął Bóg(4) - pozostawiając więc na boku, to znaczy pozostawiając wpisanym na firmamencie nieba, który oświetla nasze kroki, ów tajemniczy i wieczny wybór Chrystusa, zauważmy teraz jak w naszej historii, w tej historii, która nosi nazwę miesiąca i cyfry roku, w którym narodziłeś się ty, w którym narodziłem się ja, w historii ludzi, w tej historii świata, w historii-historii, owo powołanie, owo wezwanie, które potem stanie się (powiemy o tym) misją, daje się sprowadzić do wykazu (elenko) w greckim znaczeniu tego słowa.

Po pierwsze. Powołanie Madonny, wybór tej młodej kobiety, 15-17 letniej, żeby była, żeby była i tworzyła pierwszy przybytek Boga w świecie, pierwszą świątynię Boga w świecie, Boga prawdziwego i żywego; żeby była pierwszym domem Boga w świecie. Maryjo, ty jesteś pierwszym domem Boga w świecie, pierwszym kontekstem, pierwszą przestrzenią, pierwszym miejscem, w którym wszystko było Boże, było od Boga, który przychodził, aby zamieszkać pośród nas. Wszystko to, czym jesteś - wszystko! - jest dla Boga, jest Jego przybytkiem. Nie ma w tobie żadnego fałszu: "Gratia plena". Dar Boga, wybór Boga przedstawił cię całą czystą; więcej niż przedstawił, uczynił cię całą czystą: "Gratia plena". Dlatego jesteś najpiękniejsza, ponieważ piękno jest blaskiem prawdy: najpiękniejsza!

A Nazaret, dom w Nazarecie - który jest tym, co najbardziej uderza na pielgrzymce do Palestyny; ze wszystkich rzeczy ta, wydaje mi się najbardziej uderzająca: kiedy człowiek, podnosząc głowę, czyta: "Tu słowo stało się Ciałem" (Verbum caro hic factum est); tu, tu!, "dom" -; dom z Nazaretu jest pierwszym rozwinięciem tego domu, którym jest łono Maryi, którym jest Maryja. Jest pierwszym rozwinięciem tej całkowicie zaangażowanej osobowości, która była cała dla Chrystusa: uczyniona, istniejąca, żywa, żyjąca, twórcza, pełna łaski, żeby Chrystus był rozpoznany i uznany. Dom z Nazaretu jest pierwszym rozwinięciem tego domu, którym jest Madonna.

I pomyśleć - moi drodzy - że troje naszych przyjaciół założyło w tym roku dom w Nazarecie! Czyż nie jest to znak, który powinien nami wstrząsnąć? Czyż nie jest to znak od Boga, dla którego nic nie dzieje się na próżno - a co dopiero, jeśli dzieją się takie rzeczy! - czyż nie jest to znak, który chce, abyśmy się wszyscy obudzili, żeby obudzili się wszyscy Memores Domini, żeby wypełniali swą misję w świecie bardziej rozumnie, z większą pasją, twórczością, żeby bardziej starali się o obecność i wystrzegali się nieprzezroczystości, w której topią większą część własnych dni? Każde moje zdanie, które mogło by się wydawać skargą, jest dzisiaj - przyjaciele moi - przez szacunek dla was, przywołaniem was, jest składanym wam życzeniem! Nie pozostanie jako oskarżenie wniesione przeciwko waszym starszym towarzyszom, a więc i przeciwko mnie.

Po drugie. Zauważcie, że te punkty są obrazami do medytacji, kawałkami historii do medytacji, kawałkami historii z którymi należy się utożsamić, ponieważ to, co żyje dzisiaj, żyje jako rozwinięcie tego, co przed chwilą przywołaliśmy, a więc tego, co jest obecne, i co pozostaje w takiej samej relacji do teraźniejszości, jaka obowiązuje pomiędzy korzeń a rośliną, która z niego wyrasta. Mówiliśmy o rzeczywistości domu z Nazaretu, o tym przybytku z Nazaretu, o rzeczywistości czasu i przestrzeni, w której wszystko jest dla Chrystusa. A kto jest pośrednikiem, demiurgiem, który sprawia, że to, co zawiera się w tym czasie i w tej przestrzeni jest całkowicie dla Chrystusa? Człowiek, człowiek wezwany! To on odnawia świat, to on uczestniczy w odkupieniu świata, on jest odkupicielem świata, w akcji, którą widać: człowiek wezwany, człowiek powołany, ty, który odpowiadasz.

Ta rzeczywistość domu z Nazaretu rozprzestrzeniła się na cały świat. Rozprzestrzeniła się: my możemy już tak powiedzieć! Św. Paweł mówił: "rozprzestrzenia się", "jest na etapie rozprzestrzeniania się"(5). My możemy powiedzieć, że "się rozprzestrzeniła" na cały świat - mamy dwa domy na Syberii, jeden dom w Moskwie, dwa domy w Nowym Jorku, wiele domów w Ameryce Południowej, w Kenii i w Ugandzie.

Ta rzeczywistość domu z Nazaretu rozprzestrzeniła się na cały świat za pośrednictwem powołania ludzi, którzy wszyscy razem uczynieni zostali jako jedna jedyna forma - Kościół - , jako jedna jedyna rzeczywistość: jako ciało Chrystusa, które powiększa się w czasie i przestrzeni, jako Ktoś, kto narodził się z Madonny, w swych ciągłych narodzinach wewnątrz świata. Oto Kościół: wydarzenie, które staje się obecne w świecie, obecne wobec świata, we wszystkich momentach, latach, miesiącach, dniach, godzinach, minutach, swej historii: Kościół, mistyczne ciało Chrystusa.

Z tym drugim punktem związane jest pewne nota bene. Przyjaciele moi, z jakżeż wielkiej emocji, z jak wielkiego wzruszenia, z jak wielkiego wyrzutu sumienia, z jak wielkiego żalu, bólu i radości jest ulepione świadomie każde słowo, które wypowiadam! Przez wiele lat życia! Nie tylko dla mnie, lecz również dla waszych starszych towarzyszy, którzy dźwigają odpowiedzialność za prowadzenie waszej osoby i waszego towarzystwa. Każde słowo, które wypowiadam chce być ostatecznym słowem na temat spraw, o których mówię, na temat czasu, o którym mówię, na temat rzeczywistości człowieka-wędrowca, na temat świata i historii; chce być definicją waszego przeznaczenia, waszego przeznaczenia w tym świecie i na końcu tego świata, kiedy Chrystus będzie, wreszcie, wszystkim we wszystkich, i wszyscy Go zobaczą i powiedzą: "Wy mieliście rację!". Ale już tak mówią, już wielu tak mówi. Być może również wy słyszeliście, że tak mówią, a list, który przeczytam na końcu, jeśli czas pozwoli, będzie tego cudownym przykładem - jednym z tysięcy. To, co się wam wydaje być tylko gadaniem, to są niezmierzone rzeczy, które należy zauważyć, odkryć, objąć, pokochać, spenetrować jak podczas jakiejś długiej podróży (która jest wspanialsza od wszystkich turystycznych podróży, o jakich śnicie, a także od wszystkich pielgrzymek, które zastępują, jako pretekst, pragnienia turystyczne).

Oto zatem owo nota bene. co to jest za moc, która pozwala na ów stały rozwój, stały rozwój tego organizmu, stałe trwanie i odnowę, i pomnażanie się tych przybytków, domów, to znaczy pozwala na rozprzestrzenianie się Kościoła? Tym, co umożliwia ów stały rozwój jest Fakt, Gość tego domu, którym było łono Madonny. Ten Gość, Król Wszechświata, "cunctorum dominator alme"(6), ten Gość domu, którym było łono Madonny, umarł na krzyżu, żeby tak się stało, i powstał z martwych, żeby wszyscy zrozumieli, że On jest Królem wszechświata. A po kilku tygodniach wstąpił do nieba, tzn. zstąpił do głębi, gdzie rodzą się rzeczy, gdzie wszystko się poczyna, gdzie wszystko jest stwarzane, chwila po chwili, wszystko. I stamtąd posyła na świat swego Ducha, który jest Duchem stwórczym: "Veni, creator Spiritus". Szczytem i sensem tej stwórczej działalności Jego Ducha, który jak wiatr ogarnia ziemską rzeczywistość, rzeczywistość czasu i przestrzeni, ogarnia i ciągle ją przemienia, tym szczytem jest rozszerzanie się Jego Kościoła i pomnażanie się Jego domów, Jego przybytków. To jest historia, która przynosi sens światu, historia, która przynosi sens historii świata. A my należymy do tych, którzy zostali wezwani: nie ma tutaj nikogo, kto nie byłby wezwany, to dotyczy również ciebie, choćbyś był tutaj, żeby sobie pójść. Bardziej liczy się to, co powiedziałem, to moje słowo jest o wiele bardziej decydujące, osądzające, sprawcze, stwórcze, od jakiegokolwiek słowa kobiety albo mężczyzny.

Po trzecie. Wielki przybytek Kościoła wciela się - żeby użyć pojęcia, przy pomocy którego definiujemy wielkie początkowe Wydarzenie, z którego wszystko się zrodziło i z którego wszystko się rodzi: Słowo wciela się w łono pewnej młodej kobiety -, wielki przybytek Kościoła wciela się, urzeczywistnia się; wciela się, czyli realizuje się, staje się czymś żywym w końcówkach włoskowatych (podobnie jak żyły kończą się subtelnymi naczyniami włoskowatymi), przez które staje się obecny w każdym konkretnym środowisku, w każdym środowisku wybranym przez plan Boży: Tybet jest obiecany, choć jeszcze nie wybrany.

Wielki przybytek Kościoła wciela się, urzeczywistnia się we włoskowatych końcówkach wewnątrz każdego konkretnego i wybranego środowiska. A przede wszystkim, wewnątrz domów, przybytków. Przyglądnijmy się tym domom, tym przybytkom, w których końcówki są rzeczywiście końcówkami i określają, pozwalają zrozumieć, dane środowiska, w którym się żyje, dane ludu, do którego się przynależy. Te domy, albo przybytki, mogą być dwojakiego rodzaju:

a) Mogą być domami ludzi, którzy są wezwani do założenia rodziny a zatem (uwaga!) do kształtowania narzędzia - rodzina jest narzędziem -, do kształtowania twórczego narzędzia, z którego rodzi się podmiot całej historycznej akcji, protagonista Bożego planu, bohater, którym jest człowiek. To jest powołanie normalne, bez niego skończyłaby się historia: rodzina, korzeń wiecznego rozwoju historii, dom Jezusa, przybytek Syna Człowieczego.

b) Mogą być monastyrami (klasztorami). Z punku widzenia etymologii słowo monastyr jest ze wszystkich słów najbardziej znaczące, ponieważ pochodzi od monos, sam, w pojedynkę, samotnie, sam. Istotnie, więź ludzkości z Bogiem, z Tajemnicą, staje się świadomością, wolnością i miłością w pojedynczym człowieku: staje się nowym "ja". Lecz "monastyr" oznacza wiele takich "ja", które są razem. Również przykład eremity odznacza się pewną prowizorycznością i stanowi reguły: wszyscy ci monoi, w taki czy inny sposób, wyrażają i dokumentują swoją jedność w Kościele Bożym: są razem. Oto więc drugie słowo, analogiczne do słowa monastyr: "konwent" - zebrać się razem -, albo towarzystwo, albo rodzina, albo dom.

Monastyr, konwent lub dom, w zależności od różnych rodzajów wezwania: kto poszedłby z ojcem Emmanuelem trafiłby do konwentu, kto z matką Rosy - do monastyru, kto poszedłby z Darkiem, znalazłby się w domu.

Monastyr, konwent, albo dom: fakty stworzone, skonstruowane, zrodzone przez kogoś, kto został wybrany jako żywy kamień. Wybrany w jakim celu? Wybrany jako żywa kamień, by kształtować, by tworzyć egzystencję, którą mogą doświadczyć wszyscy, przez którą ukazuje się, dzięki samej jej widzialnej formie, że tylko On jest. W monastyrze, w konwencie albo w domach, te żywe kamienie, ci, którzy zostali wezwani i wybrani, zostali wezwani, by ukazać samą widzialną formą ich życia - ty, która składasz dzisiaj śluby zostałaś wezwana, żeby ukazać przez widzialną formę twojego życia, jedynie przez widzialną formę twojego życia - że tylko On jest; to znaczy, że Chrystus jest Królem wszechświata: "Christe cunctorum dominator alme", "omnia in ipso constant": wszystko w Nim i z Niego ma istnienie.

Monastyr, konwent albo dom są zatem miejscem stworzonym po to, by ci, którzy w nim mieszkają, krzyczeli wobec wszystkich, w każdym momencie - całe ich życie uczynione jest w tym celu - że Chrystus jest jedyną rzeczą, ze względu na którą warto żyć, że Chrystus jest jedyną rzeczą, ze względu na którą warto, aby istniał świat. Ależ to jest prawda, tak jak to, że dwa dodać dwa równa się cztery: to prawda, że Chrystus jest jedyną rzeczą, ze względu na którą warto, aby istniał świat, że Chrystus jest jedyną rzeczą, ze względu na którą warto, by urzeczywistniała się historia.

Jak to zrobicie? Czy słyszeliście starszych spośród was, którzy mieszkają w domu, czy słyszeliście ich krzyczących wobec wszystkich, w każdym momencie? "Byliby wariatami, byliby wariatami"! Nie, nie są wariatami: są wariatami, jeśli brak im świadomości tego, o czym mówiliśmy, wtedy, gdy są pozbawieni świadomości tego, o czym mówiliśmy. Lecz całe ich życie uczynione jest z tego: że krzyczą wobec wszystkich w każdym momencie, iż Chrystus jest jedyną rzeczą, dla której warto żyć, jest samą formą ich życia. Jest samą formą ich życia, niezależnie - powtórzę to jeszcze dwa razy - niezależnie nawet od pozytywnych konsekwencji, jakie przynosi ich życie. Nieomal pomimo nich.

To jest wartość obiektywna powołania: forma ich życia rozgrywa w świecie partię na rzecz Chrystusa, walczy w świecie dla Chrystusa. Sama forma ich życia! Dlatego, gdy złożyli przyrzeczenia, uczynili ogromny gest, największy gest swej egzystencji. Jeśli dni, chwile, jakie przeżywają, wszystkie chwile, kroki, jakie podejmują, cała ich wędrówka nie idą w parze z tym oddaniem się, jeśli w czymś niedomagają, jeśli czegoś im brakuje - na tym polega koncepcja "grzechu" - jeśli czegoś im brakuje w stosunku do tego oddania się, walczą tak samo mocą obiektywnej formy ich życia: jest to życie poświęcone Jezusowi. Jest to życie, które jako forma krzyczy: "Jezus jest wszystkim". Krzyczą to wobec wszystkich, wobec wszystkich, którzy ich widzą, wobec wszystkich, którzy ich spotykają, wobec wszystkich, którzy ich słuchają, wobec wszystkich, którzy na nich patrzą.

Tak więc ci, którzy mieszkają w monastyrze, w konwencie albo w domu zostali wezwani, by być prorokami. Jest to proroctwo w świecie, ponieważ bycie prorokiem oznacza krzyczenie wobec wszystkich (pro-femi), krzyczenie wobec wszystkich, że Chrystus jest wszystkim. A mówienie "Chrystus jest wszystkim" oznacza bycie prorokiem przyszłości: ponieważ jeśli Chrystus jest wszystkim, to cóż pozostanie z twoich dzisiejszych i wczorajszych zdrad? Dlatego, proroctwo usiłuje zmienić życie dzisiaj, żeby nie nadeszło piekło jutra, bezsens jutra.

Prorocy. Jak Mojżesz. Przeczytajcie w rozdziale III Księgi Wyjścia, moment w którym wzywa go Bóg, a on natychmiast odpowiada: "Ale kimże ja jestem, żebym miał pójść to czynić?" Kimże ja jestem, żeby czynić to w świecie?. W świecie: bo chodzi o historię świata. A twój protagonizm jest tego rodzaju, że gdyby go zabrakło, to historia świata zostałaby czegoś pozbawiona - historia świata! -. Albo jak Izajasz, który w VI rozdziale odpowiada: "Otom ja, poślij mnie", spontanicznie, żywo, wielkodusznie, jasno, jak młodzieniec. Albo Jeremiasz w 20 rozdziale, który dobrze reprezentuje waszych starych towarzyszy, a także tych nienajstarszych, który być może reprezentuje was samych, takimi, jakimi będziecie za kilka miesięcy, jeśli nie będziecie błagać każdego dnia o żywotność, jeśli nie będziecie wymachiwać nią codziennie rano, kiedy wstajecie z łóżka, i przeciwstawiać ją każdej pokusie. Jeśli natomiast błaga się o nią, wkracza ona w zło popełnionego błędu, by drążyć w nim i przywrócić życie ciału: ich ciało będzie jak świeża trawa. Jeremiasz w 20 rozdziale mówi: "Jak nigdy wkroczyłem w ten porządek idei! Dlaczego mnie wezwałeś? Niemal przeklinam dzień w którym zrodziła mnie moja matka! Popatrzcież w jakiej skończyłem bitwie! Jaką codziennie muszę podejmować decyzję! Jakie wyrzeczenie!". I rzeczywiście, wydaje się, że chodzi o wyrzeczenie: kiedy odkryjesz, prędzej czy później, że "wydaje się" być wyrzeczeniem, to co nie jest wyrzeczeniem, lecz głębszym posiadaniem - nie wyrzeczeniem, ale głębszym posiadaniem - wtedy przestaniesz się wstydzić: będziesz podziwiał Najwyższego, będziesz podziwiał Chrystusa, i poczujesz się ogarnięty falą czułości wobec twojego ciała, wobec twojego serca i twojej duszy. Czułości, której dookoła ciebie nie ma, chyba że służy jako przykrywka instynktu, formy instynktowności. Czułość jest wielkością wzruszoną oka otwartego na oścież na nieskończoność, jest poszerzeniem serca, które obejmuje nieskończoność, które obejmuje wszystko. "Chrystus jest wszystkim we wszystkich": to formuła, która z upływem czasu staje się coraz bardziej doświadczeniem - coraz bardziej doświadczeniem!

Jesteś prorokiem ty, który składasz dzisiaj przyrzeczenia, "aby kierować nasze stopy - stopy nas, biednych ludzi - na drogę pokoju"(7). Ty jedynie będziesz naprawdę potrafił, świadomie życzyć, będziesz wiedział jak życzyć twoim braciom ludziom, którzy mijają cię z bliska, którzy jadą z tobą tramwajem, których spotykasz na drodze, którzy ci zawadzają albo cię faworyzują, albo są ci obojętni, ty jedynie będziesz potrafił im życzyć: "Sint dies laeti placidaeque noctes", według wyrażenia z "Christe cunctorum dominator alme" (hymnu, który jest być może hymnem św. Ambrożego, słowa i muzyka; jego najwznioślejszym sposobem przepowiadania, ewangelizacji, był śpiew: słowa i muzyka; hymn jest być może autorstwa św. Ambrożego, ponieważ jest dziełem wielkim, jest to wielka poezja, wspaniała i wielka). Wszystkim ludziom musimy zanieść to życzenie: "Sint dies laeti placidaeque noctes". Noctes placidae, uśmierzone, w pokoju, nie wzburzone trucizną pokusy, zbliżającym się upadkiem, udręką strachu przed wydarzeniami. Dies laeti, pogodne jak słoneczny dzień, nawet jeśli dzień ten jest mroźny, jak dni marcowe, opisane przez Marię Barbarę Tosatti w jej wierszach(8). Otóż to, tym właśnie jest proroctwo.

Po czwarte. Wezwani do dziewictwa są figurą (typem) proroka. Uprzedziłem ten temat snutymi przed chwilą refleksjami.

A więc, figura dziewicy jest ze swej natury figurą proroka: nie martw się czy nim jesteś, jesteś nim; jeśli składasz przyrzeczenia jesteś nim, jeśli decydujesz się być Chrystusa, w dziewictwie jesteś prorokiem. Nie czyń proroctwa tematem do roztrząsania, chyba że dla nabrania świadomości tego, kim jesteś, nie zaś po to, by opisać metę, do której należy dotrzeć. Wezwany do dziewictwa jest figurą proroka.

Ta figura proroka, albo figura dziewicy, jest cudem cudów. W oparciu o co ludzie rozpoznają Chrystusa, rozpoznają, że Chrystus jest Bogiem? Dlaczego zaczynają się niepokoić, zastanawiać, i mówić: "Skąd ty pochodzisz? Kim jesteś?"(9) - a wiedzieli o Nim wszystko, był wpisany do rejestru w Betlejem, znali wszystkie szczegóły z jego domu, bo często tam bywali. Bo widzą cuda. Prorok i dziewica są cudem cudów.

Istotnie, cud, będziecie się uczyć w Szkole wspólnoty(10), jeśli tego jeszcze nie zrobiliście (jeśli już przerobiliście te stronice, które mówią o cudzie i nie pamiętacie ich, jesteście głuptasami), cud jest wydarzeniem, który z konieczności przywołuje Boga. Z konieczności: jest wydarzeniem, wskutek którego człowiek jest zmuszony odwołać się do Boga. Nawet jeśli nie wierzy - potem znowu powie nie -, lecz nawet jeśli nie wierzy, jest zmuszony pomyśleć o Bogu. Szkoła wspólnoty rozróżnia trzy przypadki, trzy poziomy cudu.

Pierwszym poziomem jest stworzenie, jak mówi św. Paweł do Rzymian: patrząc na stworzony świat wszyscy ludzie rozumieją, że istnieje coś Innego(11). Drugim poziomem jest cud jako fakt wyłaniający się w moim życiu, w mojej egzystencji, fakt, poprzez który Bóg chce mnie wezwać, chce mnie zmienić, zaprasza mnie, żebym stał się inny, mówiąc mi: "Jestem ci przychylny. Ty jesteś mój, a ja jestem ci przychylny. Dlaczego się lękasz?". Albo: "Dlaczego mnie zdradzasz?". W tym drugim znaczeniu cud jest wydarzeniem mojego życia, które zmusiło mnie do myślenia o Bogu, które zmusza mnie do myślenia o Bogu. Cud, w szerokim znaczeniu, oznacza pewną wyjątkowość jakiegoś wydarzenia, która zmusiła mnie do powołania się na Jezusa i, kiedy wracam do niej myślą, ponownie zmusza mnie do myślenia o Jezusie, i nie znajduję innego wyjaśnienia; i, razem ze mną, również wszyscy przyjaciele, wszyscy ci, którzy mnie kochają, sąsiedzi, rozumieją; i rozumieją również moi aktualni sąsiedzi, którym opowiadam o tym; o ile nie są powierzchowni, również oni są poruszeni. Natomiast trzeci poziom ma miejsce wtedy, gdy wydarzenie jest do tego stopnia ewidentne, przywołuje Boga wskutek obiektywnej wielkości, mocy, wskutek braku "możliwości wyjaśnienia" danego wydarzenia przy pomocy innych pojęć, że jest możliwe do zaprezentowania całemu światu, ludziom wszystkich epok, również naukowcom wszystkich epok, jak niektóre cuda z Lourd albo Fatimy. Ale Kościół Jezusa, dom Jezusa - analogicznie nasze domy - każdego roku, bez wyjątku, doświadczają obecności tych wielkich cudów.

Tak czy owak, dlaczego akurat wezwani do dziewictwa reprezentują cud cudów? Ponieważ nie istnieje żaden większy cud od człowieka, który oddaje całe swoje życie, poświęcając instynkty i naturalne dążenia, które Bóg wszczepił w niego, a którym on zagradza drogę i które przezwycięża, dając swoje życie Chrystusowi. "Piękna z ciebie dziewczyna, już wyszłaś za mąż?", mówi on, z pewną nadzieją. "Nie". "Ah!". "Ale ja nie wyjdę za mąż". "Co takiego?! Dlaczego?". "Ponieważ Jezus Chrystus jest większy od wszystkich: pozwala mi kochać wszystkich, pozwala mi czuć się kochaną, jak nikt inny, umożliwia mi dowartościowanie wszystkiego, również ciebie, przyjacielu". Więc chłopak idzie sobie swoją drogą, trochę... powiedzmy sobie, z nosem zwieszonym na kwintę, żeby użyć wyrażenia, które tu pasuje. Nie ma żadnego większego cudu: to jest ludzki cud par excelance, cud, w którym człowiek staje się czynnikiem cudu, podmiotem i przedmiotem cudu jako takiego. A potem, tenże człowiek, ma przed sobą tamtą dziewczynę cały dzień w biurze. I być może próbuje znowu tego samego. I wtedy "naprzeciw staje jej szlachetność", wtedy poddana zostaje próbie szlachetność tej dziewczyny, czyli jej wierność. Powołanie, o którym mówiła mu za pierwszym razem jest wydarzeniem, które, żeby objaśnić samo siebie, z konieczności mówi "Bóg" albo "Jezus"; i on, widząc ją, zaczyna myśleć o Jezusie i o Bogu, z konieczności, nawet jeśli, pełen złości, chce odwrócić problem.

Żeby jednak owa figura zrealizowała swe powołanie profetyczne - żebyś ty, przyjacielu mój, zrealizował swoje powołanie profetyczne - trzeba:

1) Aby powołany żył wiarą bardziej od innych (miejmy nadzieję, że w książce Si puó vivere così?(12) [Czy można tak żyć?], która relacjonuje całoroczny dialog z nowicjuszami pierwszego roku, ponownie sprawdzicie, co znaczy wiara i jak rodzi się wiara). Wiara jest afirmacją Obecności. Nie widać skąd ta Obecność pochodzi, nie widać jej istoty: widać punkty krańcowe jej gestów, niektóre dane, niektóre rezultaty - punkty krańcowe jej gestów.

Powróćmy do Księgi Wyjścia, do rozdziału drugiego. Mojżesz był zabójcą: został wezwany, aby przewodzić swojemu ludowi. Jesteś prorokiem, ponieważ zostałeś wezwany do dziewictwa, jesteś prorokiem, bo dziewicą, nawet gdybyś miał za sobą dni nabrzmiałe błędami.

Jest to mniej więcej to samo rozumowanie, które prezentują autorzy Starego Testamentu, zwłaszcza w Psalmach, kiedy mówią: Panie, Ty jesteś wierny. Jesteś wierny swemu Przymierzu. Ze względu na Twoje imię, to znaczy ze względu na godność twojego planu, na Twoją godność, która się objawia w Twoim planie, ze względu na Twoją godność tryumfatora, zwycięzcy, pana wszystkiego, Króla wszechświata, nawet jeśli ja błądzę, nawet jeśli pobłądziłem, nie opuszczaj mnie. Ukarz mnie za to, co uczyniłem, lecz nie zrywaj Twego przymierza, pozwól mi iść Twoją drogą(13).

Dlatego każdy czas jest dobry. Każdy czas jest dobry, bo każdy czas jest okazją do rozpoczęcia na nowo, do bólu i rozpoczęcia na nowo. A przeszłość staje się źródłem bogactwa dla teraźniejszości; przeszłość w wymiarze popełnionego błędu jakby nie istniała: nigdy nie istniała. Podobnie jak Miłosz każe mówić Miguel Mañarze: "Wszystkie te rzeczy nigdy nie istniały. On jedynie jest". To jest jedyna moc, jedyne źródło pełni i radości dla człowieka na drodze: "On jedynie jest"(14).

2) Żeby umiał bardziej od innych uzasadnić swoją wiarę. Właśnie dlatego, że jego wezwanie uzdalnia go do bardziej przekonywującego ukazania racji wiary, do lepszego, bardziej wyczerpującego, do bardziej treściwego przedstawienia efektów Jego obecności w życiu, przemiany życia: "Jest, jeśli działa". "Jest, jeśli zmienia"; "Jest, kiedy zmienia" mówił mi jeden z was. Jest, ponieważ zmienia, jeszcze lepiej. Człowiek jest grzesznikiem całe życie i zmienia się całe życie: jakaż nieskończona perspektywa!

3) Żeby, nade wszystko - bądźcie uważni na słowa - uczynił swoją wiarę formą swoich działań: czy je, czy pije, czy czuwa, czy śpi, czy żyje, czy umiera(15). Żeby czynił wiarę formą swoich działań, tak aby intencjonalnie każde jego działanie stało się doskonałe przez cel, który realizuje, przez świadomość, za którą kroczy, tak jak jest doskonały sens ostateczny historii: Jezus, człowiek Jezus, Bóg.

Nota bene odnośnie tego czwartego punktu (jeśli zachowacie cierpliwość, za dwadzieścia minut skończę; ale weźcie pod uwagę, wy którzy składacie wyznanie wiary, że nie znajdziecie nikogo, kto wam powie prawdę o was samych i o waszym życiu z taką pasją i świadomością z jaką mówi do was odpowiedzialny za Memores Domini). Jeśli miłość (carità) jest darem z siebie człowieka wzruszonego i poruszonego, jest miłowaniem drugiego poprzez dar z siebie człowieka poruszonego (mam nadzieję, że odkryjecie to w cytowanej książce)(16), jeśli miłość jest kochaniem drugiej osoby poprzez dar z siebie człowieka poruszonego, jeśli miłość jest afirmacją drugiego w jego przeznaczeniu - dar z siebie dla drugiego i miłość do jego przeznaczenia, a więc: dar ze mnie dla drugiego, moje życie jako służba na rzecz drugiego, na rzecz jego wędrówki, i ciągła afirmacja przeznaczenia, które go czeka jako światło i pokój ("by kierować nasze stopy na drogę pokoju") - to nie ma większej miłości od dziewictwa.

Nie ma większej miłości od dziewictwa (Gdyby była tu Matka Teresa z Kalkuty, uderzyła by ręką w stół mówiąc: "Tak, to prawda!). Ponieważ w dziewictwie daję siebie samego człowiekowi, nawet najbardziej nędznemu, jakiego spotykam, choć nie liczy się już więcej różnica pomiędzy nędznikiem a nie-nędznikiem: daję siebie samego ze względu na drogę drugiego, afirmując nieustannie, przypominając mu nieustannie przeznaczenie, do którego został stworzony, Jezusa: przypominając bezustannie Jezusa. Albo jest się oszustem, albo przypominając Go drugiemu, przypomina się Go również sobie.

W ten sposób dziewictwo jest punktem kulminacyjnym reguły moralnej dla każdego człowieka, który został wezwany, by urzeczywistnić je (dziewictwo) według takiego czy innego rodzaju powołania. Dziewictwo jest punktem kulminacyjnym reguły moralnej również dla kogoś, kto ma inne powołanie. Zasada, aby Jezus był wszystkim - cunctorum dominator alme - aby był źródłem pokoju i radości w życiu, równowagi, konstruktywności, dotyczy mojego ojca i mojej matki tak samo jak mnie. Jednak ja, przez samą formę mojego życia, zostałem wezwany do tego, by przywoływać Go mojemu ojcu i mojej matce. Dlatego, gdy widzą nas nasi rodzice, gdy widzą was wasi rodzice, zmieniają się: zmieniają swe spojrzenie na was. Nawet gdyby irytowało ich to, co czynicie i nie zgadzali się z tym, to jednak uderza ich to, co czynicie.

Dziewictwo jest punktem kulminacyjnym reguły moralnej dla każdego człowieka, wezwanego, by urzeczywistnić je według takiego lub innego rodzaju powołania, ponieważ życie pojmowane jako powołanie jest wezwaniem do pewnego rodzaju współpracy na rzecz historii wszechświata. Życie jest wezwaniem do współpracy na rzecz historii wszechświata, to znaczy na rzecz królestwa Chrystusa; czy nam się chce, czy nie chce, czy jesteśmy tego świadomi, czy nie.

W ten sposób rozumie się również różnicę, bezpośrednią, widzialną, odczuwalną, zmysłowo postrzegalną, pomiędzy obydwiema drogami: dziewictwo jest drogą bardziej znaczącą. To rzecz ze wszech miar słuszna, naturalna i zrozumiała, że ktoś jest ojcem albo matką. Lecz dziewictwo jest bardziej znaczące. Ojciec lub matka starają się przeżywać dziewictwo w małżeńskiej relacji - w istocie, mówi się o czystości małżeńskiej - i ten fakt jest bardziej znaczący od ich bycia ojcem i matką. Są ojcem i matką w imię Chrystusa: jest to intencja jaką się kierują, jaką kierują się we wszystkim co czynią. Lecz jeśli to owocuje czystością ich relacji, to rzeczywiście staje się bardziej znaczące.

Dziewictwo jest bardziej znaczące i budzi natychmiastowy oddźwięk. Inna droga jest znaczona cielesnymi udrękami, mówił św. Paweł: "Cierpieć będziecie udręki w ciele, a ja chciałbym wam ich oszczędzić"(17). Udręka ciała jest większą zawadą. Dlatego mówiłem - wywołując wśród wielu zgorszenie - o "hamulcu" (wędzidle): ciało staje się hamulcem(18). Tak jak w Noli me tangere błogosławionego Angelico, w tym fragmencie obrazu, co przedstawia zmierzającą ku Jezusowi Magdalenę; ledwo go zauważyła, to znaczy ledwo spostrzegła się, że to Jezus (przedtem myślała, że to ogrodnik), rzuca się Mu w objęcia. A Jezus powstrzymuje ją ręką. Widać dwoje rąk, rękę Magdaleny i rękę Jezusa, która powstrzymuje Magdalenę: jest to wyobrażenie, którym zawsze posługiwaliśmy się do przedstawienia prawdy o posiadaniu dziewiczym, które dąży do całości (totalności). Lecz człowiek naprawdę posiada, o ile owo dążenie do totalności zatrzymuje się na odległość szerokości dłoni od gęby drugiego, posiada o wiele bardziej wtedy właśnie, niż gdyby rzucał się komuś na szyję: kiedy rzuca się komuś na szyję, jego ręka staje się bardziej podobna do łapy zwierzęcia. Ta inna droga znaczona będzie udrękami w ciele, to znaczy człowiek odczuwał będzie na niej, jako wieczną sprzeczność, owo pragnienie posiadania, które jest główną cechą materialną nie dziewiczej relacji.

Po piąte. Moment składania przyrzeczeń ustala datę, w której Chrystus, w swoim Kościele, zaślubia, wobec całego ludu wierzących i niewierzących, tych, których On wezwał, tych których On wybrał, by posłać ich na cały świat. Nie jesteście posłani na jakąś tam drogę, do waszego kraju: jesteście wybrani, by być posłanymi na cały świat (najpiękniejsze zjawi się teraz), aby jako zawód życiowy uznać - powinniście napisać to dobrowolnie w dowodzie tożsamości - nie ojcostwo albo macierzyństwo w rodzinie, nie pracę w administracji albo architekturę, nie bycie dyrektorem albo robotnikiem: waszym zawodem życiowym będzie profetyczna proklamacja wszystkich tych rzeczy, o których mówiliśmy, przez samą formę waszego życia, czyli formę, znamionującą człowieka, który nie żeni się ani nie wychodzi za mąż, by przeniknąć z drugiej strony, żeby przeniknąć w to zjawisko zaślubin totalnych ze wszystkimi ludźmi i ze wszystkimi rzeczami, które jest obietnicą rzeczywistości Chrystusa, tak jak jawi się to oczom i sercom wierzących.

Zawód życiowy: nie ojciec ani matka rodziny, nie pracownik administracji albo architekt, nie dyrektor albo robotnik, lecz dziewiczość. "Co robisz?". "Formą mojego życia jest profetyczna proklamacja", proklamacja profetyczna wszystkich tych rzeczy.

A zatem, jak wykonuje się ten zawód? Praca zakładana w tej profesji nie pozwala na wytchnienie w żadnym działaniu; każde działanie (każde działanie prawdziwe) jest ofiarą - dla. Boże, pośpiesz się, aby spełnić obietnicę, którą złożyłeś, dając mi powołanie. To "pośpiesz się" powtarzane będzie dziesięć lat, dwadzieścia lat, pięćdziesiąt lat, sześćdziesiąt lat, sto lat, jeśli Bóg ci je da, i na koniec, każdy, kto pozostał wierny w drodze, doświadczy obietnicy, pomimo wszystkich udręk cielesnych, które w przeciwnym wypadku pozostaną w nim jako całkowicie kłamliwe roszczenie - nie tak jak na innej drodze, ponieważ na innej drodze roszczenie posiadania jest stałą cechą materialną, jest prawem i materialną treścią samego powołania.

Po szóste. Istnieje pewna znacząca różnica pomiędzy Starym a Nowym Testamentem. W Starym Testamencie prorok mógł się jeszcze wahać w dawaniu odpowiedzi Bogu, nie w znaczeniu jakiejś wątpliwości, która towarzyszy dynamice przynależności (tę mamy wszyscy), lecz w znaczeniu, odrzucenia najpierw powołania: "Nie jestem zdolny, kimże ja jestem? Ależ ja popełniłem...." Nie ma śladu tych wszystkich zawahań, tych wszystkich zastrzeżeń w "tak", jakie Szymon mówi Jezusowi w dwudziestym pierwszym rozdziale Jana; a mógł mieć powody do obiekcji: nie ma po nich śladu. "Czy ty mnie miłujesz?". "Tak. Tak, Ty wiesz". W Nowym Testamencie prorok mówi "tak" przyzwalając na dziejące się aktualnie wydarzenie. Tak jak Chrystus nie wahał się pomiędzy tak i nie: jego życie było tak wobec Ojca(19).

Wygląda to tak, jakby w Starym Testamencie człowiek był przymuszany do służenia Bogu, do służenia Jahwe. W Nowym Testamencie człowiek miłuje Obecność. "Szymonie, miłujesz mnie?". "Tak"(20). Również inni, którzy przebyli drogę pomiędzy pytaniem Jezusa a "tak" Szymona nie mają wątpliwości i nie wahają się: to był czas, w którym koniecznie trzeba było przejść wszystkie wspomnienia, wymazać wszystkie wspomnienia, żeby powiedzieć "tak", które było prawdziwą formułą jego serca.

Wybór dziewictwa jest wezwaniem do mówienia "tak" ostatecznego, do mówienia "tak" niezależnie nawet od własnych błędów. Wybór dziewictwa jest wezwaniem do mówienia "tak": ostatecznie owo "tak" jest niezależne nawet od własnych błędów, jak "tak" Szymona, wspominaniu którego nigdy dość; codziennie powinniśmy przedstawiać sobie tę scenę: niech się urzeczywistnia w nas!

Można przeżywać tę, zakładaną przez wybór dziewictwa, nieuchronność, można przeżywać nieuchronność owego "tak", bezwiednie, z dystansem, z rezerwą, a nawet ze sceptycyzmem, skazując się w ten sposób na eliminację radości. Albo też można żyć, choć skokami, w rytmie sinusoidalnym - w górę i w dół, w górę i w dół - intensywną pamięcią, chęcią ponawiania prób, zapewniając sobie w ten sposób twórczą więź z całą rzeczywistością (z twoim ojcem, twoją matką, z twoimi braćmi, z twoimi przyjaciółmi, z twoją dawną przyjaciółką, z twoim dawnym przyjacielem), zapewniając konstytuującej się więzi z całą rzeczywistością, iż rzeczywistość ta staje się rzeczywistością współpracującą na rzecz mojej radości, zmuszając tę rzeczywistość jako taką do współpracy na rzecz własnej radości. Rzeczywistość zostaje cała wprzęgnięta do współpracy na rzecz własnej radości. Nawet zło zostaje wprzęgnięte do współpracy na rzecz własnej radości: "omnia cooperantur in bonum"(21), wszystko współpracuje dla dobra. A sam św. Augustyn dodaje: "etiam mala"(22); nawet nasze zło jest zmuszone do stania się współpracownikiem naszej radości. To w tej radości uaktualnia się, urzeczywistnia się całkowicie formuła stworzenia, chwała Ojca. Formuła stworzenia: "omnis creatura bona"(23), każde stworzenie jest źródłem radości. Nawet śmierć: cupio dissolvi, pragnę umrzeć i być z Chrystusem, mówi św. Paweł(24), ponieważ w ten sposób śmierć rzeczywiście zostaje zburzona. Dziewictwo przeciwstawia się śmierci. Śmierć zostaje zburzona a wszystkim rządzi Chrystus. "Christe cunctorum dominator alme".

Eliot w dramacie Spotkanie rodzinne (podarował mi go ksiądz Giorgio) mówi: "W świecie uciekinierów [w istocie, wszyscy uciekają przed koniecznością ustanowienia jakiegoś sensu dla życia, który byłby sensem życia, czymś, ze względu na co wszystko ostatecznie wszystko] wydaje się, że osoba, która obiera przeciwny kierunek, ucieka".(25) Oto dziewica w dzisiejszym świecie: człowiek, który interesuje się naturą rzeczy i przeznaczeniem rzeczy, dla (mając na celu) człowieka, dla radości człowieka i dla chwały prawdy, którą jest Chrystus; nie umyka mu więc wyostrzony podziw dla kwiatków na łące, dla liścia na drzewie, dla igieł pinii, które leżą na ziemi (Mamusiu, jak to Pan Bóg robi, że zna liczbę wszystkich igieł wszystkich pinii, które leżą na ziemi?" - to było słuszne pytanie, które postawiłem mamie mając lat pięć). Dziewicę interesuje wszystko, wszystko, nie ma nic takiego, co by go nie obchodziło, nie ma nic takiego, co by się wymknęło jego uwadze, i im bardziej wzrasta, tym bardziej staje się dzieckiem w obserwowaniu wszystkiego. Dzieckiem pod względem zaciekawienia każdym aspektem danej rzeczy, nawet małej, którą ma w ręku; wszystko próbuje złapać rączkami.

"W świecie uciekinierów wydaje się, że osoba, która obiera przeciwny kierunek, ucieka". Nasza postawa nie jest rezygnacją ze świata: jest początkiem drogi na rzecz posiadania całego świata, aby nasze życie stało się protagonistą przyjścia królestwa Chrystusa.

Chciałbym, na zakończenie, przeczytać cytowany wcześniej list.

"Drogi Księże Giussani" ... nie znałem tego chłopca, ani on nie znał bezpośrednio mnie. Pomyślcie o łączniku, o osobie, która stała się łącznikiem, ponieważ, w jakiś sposób - nie wiem czy był żonaty, czy nie - w jakiś sposób był kimś, kto żył dziewictwem wobec tamtego chłopca, który zmarł; dwa dni po napisaniu do mnie tego listu już nie żył. Był chory na Aids.

"Drogi Księże Giussani, piszę do Księdza nazywając go "drogim", choć Księdza nie znam, nigdy Księdza nie widziałem, ani nie słyszałem. Chociaż, prawdę mówiąc, mogę powiedzieć, że znam Księdza o tyle, o ile - jeśli dobrze zrozumiałem Zmysł religijny(26) i to, co mi mówi Ziba - znam Księdza przez wiarę. I teraz mówię od siebie: dziękuję za wiarę [otóż to, łącznikiem zatem był ktoś powołany do dziewictwa]. I piszę do Księdza wyłącznie po to, by powiedzieć: Dziękuję. Dziękuję za to, że Ksiądz nadał sens temu mojemu jałowemu życiu. Jestem kolegą ze szkolnej ławy z czasów szkoły średniej Ziby, z którym zawsze pozostawałem w przyjacielskich związkach, mimo że nie podzielałem jego stanowiska. Uderzało mnie zawsze jego człowieczeństwo i jego bezinteresowna dyspozycyjność. W tym moim pełnym udręki życiu, sądzę, że docieram już do kresu (do ostatniej stacji), "wieziony" tym pociągiem, który nazywa się Aids, a który nikogo nie pozostawia w spokoju. Obecnie mówienie o tych sprawach nie budzi już we mnie lęku. Ziba powtarzał mi zawsze, że ważną sprawą w życiu jest posiadanie prawdziwego celu i pójście za nim. Wielokrotnie goniłem za różnymi celami, lecz nigdy za tym prawdziwym. Teraz ten prawdziwy cel zobaczyłem, widzę go, spotkałem, zaczynam go poznawać, nazywać po imieniu. Nazywa się Chrystus. Nie wiem zupełnie co to znaczy i jak ja mogę o tym wszystkim mówić. Lecz kiedy widzę twarz mojego przyjaciela lub kiedy czytam Zmysł religijny, który mi towarzyszy, i myślę o Księdzu bądź o sprawach z Księdzem związanych, o których opowiada mi Ziba, wszystko staje się dla mnie jaśniejsze, wszystko: nawet mój ból, moje cierpienie. Moje życie - obecnie już spłaszczone i bezpłodne, podobne do gładkiego kamienia, po którym jak woda wszystko spływa - posiada jakiś poryw sensu i znaczenia, który precz odrzuca złe myśli i cierpienia. Co więcej, obejmuje je i czyni prawdziwymi, sprawia, że moje ciało zepsute i cuchnące staje się godne Jego Obecności. Dziękuję, Księże Giussani, że ukazał mi Ksiądz wiarę, albo - jak to Ksiądz nazywa - wydarzenie. Teraz czuję się wolny i spokojny. Swego czasu, gdy Ziba odmawiał w mojej obecności modlitwę Anioł Pański złorzeczyłem mu w twarz, nienawidziłem go i mówiłem, że jest tchórzem, ponieważ jedyną rzeczą, którą potrafił robić było odmawianie tych głupich modlitw wobec mnie. Teraz, gdy z trudem mogę mówić, usiłuję wraz z nim odmawiać Anioł Pański i pojmuję, że tchórzem byłem ja, ponieważ nie widziałem prawdy, która stała przede mną na wyciągnięcie dłoni. Dziękuję Księże Giussani. Jest to jedyna rzecz, którą człowiek taki jak ja może Księdzu powiedzieć, i ze łzami w oczach mogę powiedzieć, że umieranie w ten sposób ma teraz sens. Nie dlatego, żeby było piękniejsze, gdyż bardzo boję się śmierci, ale dlatego, że teraz wiem, iż jest ktoś, kto mnie kocha, i że ja też być może mogę się zbawić, oraz, że mogę modlić się, aby również moi współtowarzysze niedoli mogli spotkać i zobaczyć to, co ja spotkałem i zobaczyłem. W ten sposób czuję się potrzebny. Proszę pomyśleć - używając jedynie głosu czuję się potrzebny. Dzięki temu jedynemu narzędziu, którego mogę jeszcze dobrze używać, mogę być użyteczny. Ja, który zmarnowałem moje życie mogę czynić dobro, odmawiając jedynie Anioł Pański. Jest to niesamowite i nawet gdyby to miało być tylko złudzenie, ta rzecz jest nazbyt ludzka i rozumna - jak pisze Ksiądz w Zmyśle religijnym - aby nie być prawdziwą. Ziba powiesił mi nad łóżkiem zdanie św. Tomasza: "Życie człowieka wyraża się w miłosnym przylgnięciu, które w sposób istotny go podtrzymuje i w którym znajduje swoją największą satysfakcję"(27). Sądzę, iż moją największą satysfakcją jest to, że poznałem Księdza, pisząc do Księdza ten list. Ale jeszcze większą satysfakcją jest to, że dzięki Bożemu miłosierdziu, jeśli Bóg tak zechce, poznam Księdza tam, gdzie wszystko będzie nowe, dobre i prawdziwe. Nowe, dobre i prawdziwe jak przyjaźń, którą wniósł Ksiądz w życie wielu osób i w której - tak mogę powiedzieć - ja również byłem. Ja również w tym moim powikłanym życiu widziałem i uczestniczyłem w tym nowym, dobrym i prawdziwym wydarzeniu.

Niech Ksiądz modli się za mnie. Ja również w czasie, który mi pozostaje będę się nadal starał czuć potrzebnym, modląc się za Księdza i za Ruch. Ściskam Księdza. Andrea".(28)


tłum. ks. Joachim Waloszek




Przypisy:

1. W doświadczeniu Memores Domini, "przyrzeczenia" są składanym na całe życie zobowiązaniem do przylgnięcia do tych ideałów, w których tradycyjnie Kościół uznawał realizację prawdziwego człowieczeństwa, tego mianowicie, które zrodzone zostało ze śmierci i zmartwychwstania Chrystusa i stale odnawia się we Chrzcie. Memores Domini przeżywają swe oddanie Chrystusowi i Kościołowi w dziewictwie. Tego rodzaju doświadczenie zrodziło się w ruchu Comunione e Liberazione. Stowarzyszenie Memores Domini (powszechnie nazywane "Gruppo Adulto") chce urzeczywistnić obecność misyjną właśnie poprzez formę życia w dziewictwie, aby wnieść na powrót wiarę w życie ludzi, spotykając ich gdziekolwiek, lecz w sposób szczególny w różnych środowiskach świata pracy; w szkole, w biurze, w fabryce. Memores Domini z zasady żyją razem w "domach", w towarzystwie, na które składa się od trzech do dwunastu osób.

2. Por. Gal 3, 6-25.

3. Por. Kol. 1, 17 i J 1, 3.

4. Por. Dz 17, 26-28.

5. Kol 1, 5-6; Rz 1, 8.

6. "Christe, cunctorum dominator alme", Hymn na poświęcenie świątyni, w Analecta Hymnica Medii Aevi, t. 27, red. C. Blume, Leipzig 1897, s. 265.

7. Łk 1, 76-79.

8. Zob. Maria Barbara Tosatti, "Resurrezione", w: Canti e Preghiere, Mocelliana, Brescia 1945, s. 29-30.

9. Łk 8, 22-25; J 10, 24.

10. L. Giussani, Perchè la Chiesa, t. 2: Il segno efficace del divino nella storia, Jacca Book, Milano 1992, s. 128-130. Przez Szkołę wspólnoty rozumie się katechezę - lekturę i wyjaśnienie tekstu, medytację osobistą i wspólnotowe spotkania - Ruchu Comunione e Liberazione.

11. Por. Rz 1, 19-20.

12. L. Giussani, Si può vivere così?, BUR, Milano 1994.

13. Por. Ps 54, 3; Ps 85, 31-38; Ps 115, 1; Ps 118, 18; Ps 119, 89-90.

14. Por. O.V. Milosz, Miguel Mañara, Jacka Book, Milano 1976, s. 63.

15. Por. 1 Kor 10, 31; 1 Tes 5, 10; Rz 14, 8.

16. L. Giussani, Si può vivere così?, op. cit., s. 272n.

17. 1 Kor 7, 28.

18. L. Giussani, È, se opera, dodatek do "30 Giorni", nr 2, luty 1994, s. 73-74.

19. Por. 2 Kor 1, 19-20.

20. J 21, 15.

21. Por. Rz 8, 28.

22. Por. Św. Augustyn, De libero arbitrio, III, rozdz. 9; De gestis Pelagii, XIV, rozdz. 36; Epistola 131.

23. Por. Rdz 1, 31.

24. Por. Flp 1, 21-23.

25. T.S. Eliot, "La riunione di famiglia", w: Opere, pod red. F. Sanesi, Classici Bompiani, Milano 1986, s. 434.

26. L. Giussani, Il senso religioso, Jaca Book, Milano 1986.

27. Por. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiae, II, IIae, q. 179, a. 1, Respondeo: "Unde etiam in hominibus vita uniuscuiusque hominis videtur esse id in quo maxime delectatur et cui maxime intendit...".

28. List ten został opublikowany w "Litterae Communionis - Tracce", nr 11, grudzień 1994, s. 4.

wydrukuj   wyślij link