Abp Władysław Ziółek, Ordynariusz Łódzki
Nowa ewangelizacja
naczelnym zadaniem duszpasterskim
W dniach 27-28 grudnia ub. r. ponad trzydziestu kleryków z jedenastu seminariów duchownych, diecezjalnych i zakonnych z całej Polski wzięło udział w spotkaniu na temat: Punkt wyjścia ewangelizacji. Spotkanie zorganizowało Wyższe Seminarium Duchowne w Łodzi przy współpracy z ruchem "Komunia i Wyzwolenie".

Uczestników spotkania powitał rektor łódzkiego Seminarium Duchownego ks. dr Ireneusz Pękalski. Abp Władysław Ziółek odprawił Mszę św. i wygłosił konferencję o ewangelizacji, której pełny tekst publikujemy obok. Koncelebrowali kapłani związani z charyzmatem ruchu "Komunia i Wyzwolenie", wraz z ks. Józefem Adamowiczem - odpowiedzialnym za ruch w Polsce.

Kiedy Europa wschodnia a wraz z nią Polska wyzwoliła się z totalitarnych struktur ustrojowych i stanęła u początków dróg wolności, Kościół znalazł się niespodziewanie wobec zupełnie nowych na tym terenie zadań misyjnych.

Niemal z dnia na dzień wypadło nam doświadczać, że nowa ewangelizacja, owo trudne i dramatyczne dzieło, przed którym historia wcześniej postawiła Kościół Europy zachodniej, z nagła pojawiło się jako nie cierpiące zwłoki zadanie dla tutejszego również Kościoła. Dotąd, do r. 1989 nie musiał on widzieć w tym wyzwania dla siebie, bo takiego wyzwania rzeczywiście nie było. Mogło się raczej wydawać, że z chwilą upadku zniewalającej ideologii materializmu dialektycznego uciemiężone przez lata społeczeństwa z pietyzmem sięgną po dar wolności, skłonią się przed nim z nabożeństwem jako przed wartością sakralną. Tymczasem staliśmy się świadkami nader niepokojącego i wręcz bolesnego zjawiska zakwestionowania w praktyce wszelkich wzniosłych wartości etycznych, religijnych, kulturowych, patriotycznych. Zda się niekiedy, że dla wielu nie ma już żadnych świętości, przed którymi należałoby z respektem klęknąć, choć jeszcze niedawno, jak w Polsce, były liczne miejsca, rzeczy, postaci święte. Stawiano przy nich ołtarze, składano na nich daniny ofiarne, nie szczędząc samych siebie. Nastąpił jednak czas burzenia ołtarzy, wszelkich ołtarzy, jakichkolwiek ołtarzy. Nie chciałbym sięgać do niepopularnych dziś zwrotów patetycznych, niemniej trudno nie powiedzieć, że dni Polaków wypełniane przez burzenie pomników kłamstwa, paradoksalnie się zbiegły czy może nawet pociągnęły za sobą burzenie ołtarzy, symboli prawdy. Tym ciężej się robi, że proces ten ciągle trwa i najprawdopodobniej będzie miał swój dalszy ciąg, jeśli prawda nie znajdzie nowych gorliwych apostołów. I jeśli nie potrafimy się zdobyć na nowe, żarliwe ewangelizowanie chrześcijańskiej w istocie Polski, która przeżywa bardzo trudne chwile duchowego załamania. Chyba inaczej tego określić nie sposób, jak tylko tak: bardzo trudne chwile duchowego załamania.

To nie jest zatem tylko rodzima powtórka sytuacji, jaka spowodowała kryzys chrześcijaństwa na Zachodzie. Tam doszło do zakwestionowania ewangelicznego modelu istnienia wówczas, gdy kraje Zachodu wydźwignęły się już z ruiny gospodarczej, w jakiej się znalazły po drugiej wojnie światowej. Można więc przy pewnym uproszczeniu powiedzieć, że tam kryzys intelektualny i duchowy był niekonieczną wprawdzie, niemniej faktyczną pochodną luksusu materialnego. Powiedzmy dokładniej - konsumizmu jako sposobu istnienia. U nas natomiast kryzys się rozwija w dniach ledwie zainicjowanych przeobrażeń gospodarczych i politycznych, które dopiero powinny doprowadzić do odbudowy ojczystego domostwa. Na razie jesteśmy jeszcze, w "rozwalonym domu".

Pierwsze przejawy polskiego kryzysu duchowego odsłaniają jego szczególnie złowrogie, wręcz - prymitywne oblicze. Nie to bowiem jest niepokojące, że są u nas rozbieżności, że ujawniają się odmienne stanowiska w szeregu podstawowych kwestii. Dzięki Bogu, że mogą się one wreszcie ujawnić i zabrzmieć pełnym głosem. Nie to jest niepokojące, że są już różne polskie drogi do życia prawdziwie wolnego, lecz duchowe podłoże, z jakiego owe różnice wyrastają, zastraszająca nieodpowiedzialność za kształt Polski, nonszalancja wobec skarbnicy kultury narodowej, beztroska o życie religijne.

Byłoby niegodziwe, gdybyśmy w tym stanie usiłowali szukać jakichkolwiek łatwych pocieszeń. Jesteśmy pokoleniem, które miało nie tylko szczęście doczekać czasów, których wielu przed nami najgoręcej pragnęło dożyć, ale i jesteśmy tą generacją, która jako pierwsza po dziesiątkach lat otrzymała powinność nadania darowanej nam wolności należnych kształtów. Wraz z wolnością, w sumienia nasze wpisano pełną odpowiedzialność za ten bezcenny dar. Sprzeniewierzenie się temu zadaniu byłoby naszym wielkim grzechem.

To prawda, że początki dni wolnych nie układają się po naszej myśli. Jest też prawdą, że wbrew uprzednim domniemaniom, przewidywaniom i różnorakim prognozom wcale nie weszliśmy na drogi wreszcie łatwe. Nazajutrz po zmianach politycznych wielu w Polsce mówiło, że odtąd trudno zostać bohaterem. Dziś widać aż nadto jasno, że jednak jest to jedyna droga do celu, choć wolałbym powiedzieć apostolstwo zamiast bohaterstwo. Gdyby szykowano nam więzienia, jak przed niedawnymi jeszcze dniami, nie byłoby to najgorsze, choć pochylam nisko głowę przed każdym, kto za prawdę cierpiał w więziennym odosobnieniu. Gorsza jest jednak obojętność ludzka, wspomniana wcześniej nonszalancja wobec świętości, ironia i nierozumny śmiech.

Tym bardziej Kościół musi co rychlej rozpocząć i konsekwentnie prowadzić dzieło nowej ewangelizacji, głoszenia Dobrej Nowiny "nie w porę". Pamiętamy dobrze, takim prostym słowem brzmiało naleganie Pawłowe. "Nie w porę" to tutaj, w Polsce od tysiąca lat chrześcijańskiej, oznacza jak gdyby od nowa, jak gdyby jeszcze raz przyjść z Ewangelią, gdy na skutek nadspodziewanego załamania ducha społeczeństwo rezygnuje z wartości, które pożywnie karmiły naród przez wieki. Nowa ewangelizacja to zatem takie obwieszczanie dziś prawdy Chrystusowej, które by było w mocy wydźwignąć naród z załamania.

O jednej jeszcze sprawie chcę wspomnieć: o papieskim programie obecnej działalności Kościoła w Polsce i w Europie w obliczu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa.

Zatem nie o samą tylko Polskę chodzi, o Polskę dla siebie samej, lecz o Polskę w Europie. Więcej, o Europę wobec trzeciego tysiąclecia, o całą Europę wraz z Polską i krajami, które, jak Polska, powracają z niewoli. Idzie o obecność Kościoła w czasie, gdy Europa skupia swe wysiłki, ażeby stać się na powrót Europą, Europą wiarygodną i odpowiedzialną, domem dla ludzi: obszernym, zdrowym, ciepłym i bezpiecznym jak prawdziwy dom. I domem autentycznym, zamieszkiwanym przez ludzi, którzy rozpoznają się jako bracia, troszczą się o chleb powszedni dla wszystkich i o pokarm, który by mógł nakarmić duszę człowieczą.

Jaka ma być Europa, która podejmuje wielorakie wysiłki, by się stać nową Europą? Oto i pytanie dla Kościoła. Nade wszystko dla niego, a przeto i dla nas. Czy Kościół, który był u kolebki Europy i we wszystkich dniach jej zawiłych dziejów, wspaniałych i grzesznych, ma jeszcze coś istotnego do powiedzenia Europie? Czy chce jej coś powiedzieć i co chce jej obwieścić?

Zauważmy tu, że cała ostatnia pielgrzymka Ojca Świętego do domu ojców w 1991 r., odbywała się już pod znakiem nowej ewangelizacji narodu polskiego. Namiestnik Chrystusowy przemierzał naszą ziemię z Dekalogiem na ustach, z dziesięcioma pierwszymi słowami, jakich uczyły nas nasze matki. Narodowi od tysiąca lat chrześcijańskiemu, który zaledwie, po latach zniewolenia, wyszedł ku Ziemi Obiecanej, dał na drogę, niczym niegdyś Mojżesz Izraelitom, tych dziesięć podstawowych słów, nierzadko przysypanych pyłem niepamięci. Wydobywał je z obolałych serc ludzkich, z poszarpanych uczuć, przywracał na powrót tym którzy je zagubili, uczył od nowa tych, którzy pojąć ich już nie mogli. Już w dniu przybycia do Polski, w Koszalinie, powiedział: "Od tych dziesięciu prostych słów zależy przyszłość człowieka i społeczeństw. Przyszłość narodu, państwa, Europy i świata". To był początek nowej ewangelizacji i wskazanie, co i nam czynić trzeba. Powiedział wówczas jeszcze: "Stąd, z nad Bałtyku, proszę was, wszyscy moi rodacy, synowie i córki wspólnej ojczyzny, abyście nie pozwolili rozbić tego naczynia, które zawiera Bożą Prawdę i Boże Prawo. Proszę was, abyście nie pozwolili go zniszczyć. Abyście je sklejali z powrotem, jeśli popękało". Tu nie trzeba zapewne komentarza. Nowa ewangelizacja to, w ujęciu Ojca św., sklejanie z powrotem drogocennego naczynia, które popękało.

Pod tym względem znamienne było przemówienie, jakie Papież wygłosił wówczas w 1991 r. na spotkaniu z Episkopatem. Wtedy najwyraźniej odsłonił swój zamysł pielgrzymi i apostolskie plany ewangelizacyjne.

Przemiany w Polsce przyrównało do przejścia przez Morze Czerwone i mówił o europejskim wymiarze tego przejścia. "Zdawało mi się rzeczą ważną - cytuję własne zdanie Papieża - aby... ukazać naprzód wymiar europejski tego przejścia". I dalej: "Przed Episkopatem Polski rysuje się, jako istotne zadanie, konieczność wejścia w siebie, w Kościół, który jest na naszej ziemi z jego "wczoraj i dziś" - z uwzględnieniem pełnego horyzontu europejskiego". I jeszcze dalej, nawiązując do przygotowywanego już wówczas Synodu Biskupów Europy w Welehradzie, dodał, że "celem wszystkich Episkopatów Europy na tym synodzie będzie spojrzenie w kierunku "jutra" społeczeństw od Atlantyku po Ural pod kątem misji Kościoła czyli ewangelizacji w perspektywie trzeciego tysiąclecia po narodzeniu Chrystusa". I znów, wracając do zadań rodzimych, wypowiedział takie oto zdanie, które samo w sobie mogłoby się stać przedmiotem oddzielnych zastanowień: "Stajemy wobec nowych zadań. Człowiek musi znaleźć w Kościele przestrzeń do obrony poniekąd przed samym sobą: przed złym użyciem swej wolności, przed zmarnowaniem wielkiej historycznej szansy dla narodu".

W tym jednym zdaniu widoczne jest wszystko, całe przejście nasze od dni, gdy Kościół miał być obrońcą człowieka przed niszczycielskim systemem do zadań nowych - obrony człowieka przed samym sobą. Wówczas spełnił swoje zadanie, dziś powinien wziąć na siebie misję nową. Wtedy jednak sytuacja zyskiwała Kościołowi ogólne uznanie, obecnie na takie uznanie liczyć nie może. Trzeba się raczej liczyć z krytyką, a może nawet gorzej. "Będą się - jak św. Paweł przepowiadał - odwracali od słuchania prawdy... Ty jednak czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie" (2 Tm 4, 1-5). Tę Pawłową przestrogę Papież również przytoczył we wspomnianym przemówieniu. Odnosi się ona i do nas wszystkich, do każdego z nas jako pouczenie na trudne, chyba nawet najtrudniejsze drogi nowej ewangelizacji.

Nikt z nas nie ma dziś wątpliwości, że nowa ewangelizacja jest naczelnym zadaniem duszpasterskim. Domaga się ona nowych metod, nowego sposobu głoszenia Ewangelii i dawania jej czytelnego świadectwa. Nade wszystko jednak potrzebuje ona gorliwych kapłanów, którzy bezwzględnie i w pełni przeżywają tajemnicę Chrystusa (por. Pastores dabo vobis, 18).


wydrukuj   wyślij link